„Antarktyka miłości” to książka inna od tych, które dotychczas czytałam. To powieść, która jest przytłaczająca, trudna i bolesna, ale nie można się do niej od razu zrażać. Opowiedziana jest z perspektywy kobiety, która została zastrzelona przez myśliwego i poćwiartowana na kawałki.
Autorka mierzy się z tematem niechcianego macierzyństwa, z życiem przesiąkniętym wyrzutami sumienia. Valle i Solveig – dzieci bohaterki, są umieszczone w rodzinach zastępczych w Szwecji, bo kiedyś zostały odebrane matce, która chciałaby jeszcze kiedyś usłyszeć słowo „mamo”. Na to niestety już za późno…
W „Antarktyce miłości” na każdym kroku wyczuwalne są smutek i przygnębienie, które przenikają do szpiku kości. Na jej kartach znajdziemy także cierpienie i ból. Wszystko to sprawiło, że ciężko mi było przeczytać całą książkę. Sięgałam po nią, by po kilku stronach znów ją odłożyć i czekać na kolejny dobry moment, by podjąć lekturę. Zostawiła w moim sercu sporo smutku i zwątpienia, a pzez brutalny opis mordu była także bardzo niepokojąca i mroczna. Na pewno nie jest to książka dla każdego, a szczególnie dla osób, którym drastyczne sceny śnią się potem w nocy. Mam mieszane uczucia i naprawdę nie wiem, czy mogę ją polecić…